bł. S. Celestyna Katarzyna Farnon ( 1913 – 1944)
Mając zaledwie 17 lat z ziemi nowosądeckiej wstępuje do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek w Starej Wsi. Rozpoczyna drogę ku świętości poprzez pracę wśród dzieci. Nie omieszkała w tych trudnych czasach świadczyć o swej miłości do Ojczyzny. Najwidoczniej ta postawa nie spodobała się okupantowi. W 1942 r. została aresztowana. Przez więzienie w Jaśle i Tarnowie do Oświęcimia wiodła jej droga , która trwała ponad 2 lata. Pomimo bardzo trudnych warunków więziennych pomagała innym dobrym słowem, modlitwą czy dzieliła się głodową porcją chleba. W swoich modlitwach i cierpieniu, nie zapomniała o szczególnej modlitwie za kapłana Władysława Farona (nie był z nią spokrewniony), aby powrócił do Kościoła Katolickiego. S. Celestyna zmarła 9 kwietnia 1944 r. w dzień Zmartwychwstania. Jej ofiara została przyjęta, kapłan nawrócił się. Dnia 13 czerwca 1999 r. została beatyfikowana w gronie 108 Męczenników II wojny światowej przez Ojca Świętego Jana Pawła II.
Więcej o bł. s. Celestynie znajdziesz na:
Wspomnienia S. Cypriany Babiak – świadka ostatnich chwil życia s. Celestyny
Rozwijająca się gruźlica i powiększająca się rana w pachwinie sygnalizowała zbliżający się koniec życia. Siostra jednak, ożywiona głęboką wiarą i zaufaniem Bogu, powtarzała z wewnętrznym przekonaniem, że nie umrze, dopóki nie przyjmie Komunii św., bo odprawiła nowennę pierwszych piątków, a Pan Jezus przyrzekł tę łaskę. (…) Faktycznie przyjęła Ją jako Wiatyk 8 grudnia 1943 roku, w patronalne święto Zgromadzenia, w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – przywiezioną potajemnie przez kapłana jadącego z transportem lwowskich więźniów do Oświęcimia. Kapłan ten miał przy sobie konsekrowane Hostie zaszyte w sutannie – przy zmianie ubioru przekazał Je w zaufaniu do podzielenia chorym pracującej tam więźniarce, którą była karmelitanka z Poznania. Jedną z tych szczęśliwych była s. Celestyna. Od tej chwili była pewna, że obozu nie przetrwa.
Przed Świętami Wielkanocnymi 1944 r. stan jej pogorszył się bardzo;(…) W Wielki Piątek rozpoczęło się jej ogromne cierpienie (…) mówiła mi, że nie chce płakać, to same łzy lecą z bólu. Obwiniała siebie, że nie umie cierpieć, że święci tak nie skarżyli się, kiedy cierpieli. (…) Zatopiona w Bogu modliła się bez przerwy i mnie prosiła, bym się z nią modliła. Gdy sama już nie mogła mówić, to mnie kazała, a ona powtarzała w myśli. (…) Była zupełnie zgodzona z wolą Bożą.
Zakończyła życie z soboty na niedzielę 9 kwietnia 1944 r., w noc Zmartwychwstania Pańskiego o godz. 220. Nocą w obozie wyłączano elektryczność, dlatego fakt, że s. Celestyna zmarła w czasie, gdy na ok. 10 minut w baraku zapaliło się światło, współwięźniarki odczytały także jako znak potwierdzający ich przeświadczenie o tym, że pożegnały osobę niezwykłą – świętą.
Zaraz po śmierci ubrały s. Celestynę w białą koszulę i nakryły prześcieradłem, położono obok niej różaniec, krzyżyk, zapalono też dwie świeczki. Ponieważ hitlerowcy świętowali Wielkanoc, więc dzięki temu ciało s. Celestyny można było dłużej zatrzymać w baraku. Więźniarki wspólnie modliły się przy Zmarłej i dopiero następnego dnia wyniosły ją na zewnątrz oraz powiadomiły strażników o śmierci. Ciało zostało spalone w obozowym krematorium.
Według relacji s. Cypriany Babiak: wszystkie chore żałowały jej bardzo, mówiły, że to była siostra jak anioł z nieba. (…) Śp. s. Celestyna pozostała w baraku i całą niedzielę leżała na pryczy nakryta białym prześcieradłem. Z różnych bloków przychodziły kobiety, aby zobaczyć tę świętą Siostrę, bo była bardzo piękna, prawdziwie święta (…), zamiast kondolencji winszowały dwóm innym służebniczkom, które wówczas były więźniarkami w obozie – s. Lidii Smoleń i s. Cyprianie Babiak – aby się cieszyły, bo mają świętą Siostrę Celestynę w niebie. Wszyscy obecni modlili się, odmówili Litanię do Wszystkich Świętych, Anioł Pański i cząstkę różańca, który s. Celestyna tak często odmawiała.
W końcu nadeszła chwila oddania Zwłok do krematorium. Położono je na noszach. Siostra leżała piękna jak anioł, spokojna, a pełna radość widniała na obliczu bladym jak marmur. Rano w poniedziałek trzeba było odnieść zwłoki (…), a wtedy wszczął się ogólny płacz. Owinięte w prześcieradło ciało Siostry położono na stosie innych martwych ciał w samochodzie, który odwiózł je do krematorium.
Stała się ofiarą całopalną w dosłownym znaczeniu tego słowa i zapewne doszła do tronu Baranka …
W obozie śmierć była codziennym zjawiskiem. Niektórych zmarłych serdecznie opłakiwano i wspierano modlitwą, jednak zwłokom człowieka, który tam zdegradowany był do rangi numeru, rzadko oddawano cześć. Sposób, w jaki współwięźniarki pożegnały s. Celestynę, w warunkach obozowych był naprawdę wyjątkowy – ich postawę można uznać za przejaw kultu – religijnej czci, czyli uznania świętości Zmarłej siostry. Przeświadczenie współwięźniarek jest tym bardziej wiarygodne, że w ekstremalnych warunkach lęku i obozowej walki o przetrwanie nie było atmosfery sprzyjającej tworzeniu mitów o ludziach. Jakość człowieczeństwa objawiała się w całej prawdzie: wielu dla kawałka chleba porzucało ideały, których niedawno bronili; wielu też z godnością znosiło cierpienia zadawane w wyrafinowany sposób – ale wyróżniali się tylko nieliczni. S. Celestyna wyróżniła się siłą miłości Boga i bliźniego, która nie tylko nie została osłabiona w nieludzkich obozowych warunkach, ale właśnie tam stała się widoczna w pełni. A wtedy nie było już wątpliwości, że do tego mógł być zdolny tylko człowiek zjednoczony z Bogiem i przemieniony przez Boga, czyli święty.